Tak się zassałem w serię Martwe Zło, że nie wpadłem nigdy na to, że trzeba by spokojnie obejrzeć inne filmy z tym całym Ashem.
Tym bardziej, że taka rola w Spidermanie np. wypada bardzo blado - to co, że mała. Mógł jednak więcej z siebie dać.
Hanibal Lecter pojawia się w Milczeniu Owiec łącznie podobno przez 15 minut - wiecie o co mi chodzi.
A już sama scena zassania w wir, w drugiej części - te potwory, lot w przestrzeni i lądowanie w średniowieczu!
Najlepsze średniowiecze na świecie! Ciężkie zbroje, ten potwór, hołd armii - potem skopiowany w słynnej scenie z Dwóch Wież - "jak ogień może strawić skały?"
Ja pierdykam!
To są tak genialne sprawy, co więcej tak osobiste.
Oni tam stosowali dość skomplikowane kombinacje obiektywów, by uzyskać te budujące nastrój efekty - mówią o tym w dodatkach na DVD, ale to drugorzędne sprawy, liczy się WYOBRAŹNIA i pomysły, a nie strona techniczna.
Dlatego też zabrzmię jak własna karykatura, że tak przepiękna średniowieczna, gotycka scena jest wypadkową efektu zmiany tonów barw.
Oczywiście należało jednak na to wpaść, nie chodzi o samą sztuczkę techniczną, ale ten duszny nastrój.
No i ta scena z jeleniem i sardonicznym śmiechem - piękne!
Potem mamy Armię Ciemności, którą zajechałem już w czasach VHS, tak na prawdę to nie wiem ile razy widziałem te filmy, tak w przybliżeniu jakieś 20 razy każdy, ale może się mylę. Raczej więcej.
Z czasem zrodziło się we mnie podejrzenie, że całość nastroju może mieć coś wspólnego z twórczością Lovecrafta.
A ponieważ ani Sam Raimi, Bruce Campbell nie raczyli już mnie zaskoczyć, natomiast twórczość samotnika z Proviedence zaczęła wywierać na mnie zbliżone emocje.... no cóż, wyszło tak, że zacząłem czytać Lovecrafta tak jak oglądałem filmy, raz za razem w kółko, topiąc się w tym nastroju.
Dlatego dokonania samego Bruce znam słabo.
